poniedziałek, 10 lutego 2014

W oczekiwaniu na wiosnę...

Zima nigdy nie należała do mojej ulubionej pory roku, zważywszy na chłód, którego nie znoszę, na przemian wilgotne i mroźne powietrze, które nie oszczędza mojej wrażliwej skóry. Na szczęście po raz kolejny nie miałam okazji doświadczyć jej prawdziwej srogości, tak jak Wy będąc w Polsce, ponieważ mieszkam w Belgii, gdzie klimat jest zdecydowanie bardziej łagodny. Kolejny rok bez większych mrozów, śniegu, ale za to z nieprzyjemną dla większości aurą deszczowych i pochmurnych dni. Wiem brzmi to niezbyt optymistycznie, ale właśnie takie emocje wywołuje u mnie ta pora roku :) Żeby nie dać się jej pokonać co roku dostarczam sobie w tym okresie przyjemności, które umilają mój czas w oczekiwaniu na powiew ciepłego wiaterka i słoneczka, czyli mojej ulubionej pory roku jaką jest WIOSNA! :) (to już niecałe 6 tygodni!)
Mam Wam do przedstawienia ulubieńców tegorocznej zimy, czyli moje czekoladowe zbawienie z Organique! :)



Na pierwszy plan idzie Płyn do kąpieli - Bath foam Chocolate - jest to płyn o aksamitnej konsystencji z dodatkiem ekstraktu z perły i olejkami eterycznymi. Oprócz tego, że posiada w swoim składzie glicerynę, która nawilża skórę to sprawia, że jestem niesamowicie zrelaksowana, a ciało po kąpieli jest mięciutkie i ujędrnione. Jeśli chodzi o zapach czekolady, oczywiście jest wyczuwalny, ale po zastosowaniu wszystkich kosmetyków (nie miałam okazji stosować osobno, zawsze korzystam później z balsamu lub tym podobnym). Jest bardzo subtelny, nie jest to zapach nachalny, sztuczny, jaki mogą nam zaserwować niektóre kosmetyki z podobnej czekoladowej linii. Producent obiecuje, że po kąpieli zapach utrzymuje się na ciele i rzeczywiście muszę się z tym zgodzić, naturalnie nie jest on wyczuwalny przez innych, ale sama czuje go na ciele następnego dnia. Jeśli chodzi o pianę jaką tworzy to powiem tylko tyle że przy pierwszym użyciu miałam z tym problem :) wystarczy mała ilość, a piany jest pod dostatkiem. Za pojemność 500ml płacimy około 59zł. Jeśli chodzi o skład jest krótki co oznacza dobrze i całkiem przyjemny: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamido-propyl Betaine, Sodium Chloride, Glycerin, Pearl Powder, Methylisothiazolinone, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol. Citric, Acid, CI 16255, CI 19140, CI 42090.

Czekoladowe mydełko glicerynowe - posiada dużą zawartość gliceryny, dokładnie oczyszcza skórę, przyjemnie się pieni, bardzo kremowe, nie pozostawia filmu na skórze i jest wytwarzane ręcznie. Nie jest to mydełko, które nad wyraz zachwyca, spełnia swoje zadanie, bardziej można je potraktować jako uzupełnienie  czekoladowego rytuału dla czekoladowych wielbicieli :) Plusem jego jest wydajność, nie wymydla się szybko, tak jak pozostałe mydełka glicerynowe.  Korzystam również z niego na co dzień do mycia rąk, zapach utrzymuje się kilkanaście minut, ale już wystarczy żeby rozpieścić zmysły :) Masa: 100g, cena około 15zł.

Sugar peeling - Czyli po prostu cukrowy peeling, którego za każdym użyciem mam ochotę zjeść! :) zapach powoduje, że kubki smakowe szaleją! Co do działania, to trzeba powiedzieć, że zasługuje na 5, pod względem ścieralności martwego naskórka i efektów jakie otrzymujemy po 5 minutowym masażu ciała. Skóra jest miękka, sprężysta i przepięknie pachnie, nie jest podrażniona. Mój sposób: używam do tego zwykłych rękawiczek pilingujących, zakładam je na dłonie, nabieram odrobinę produktu i zaczynam akcję masującą, po kąpieli, kiedy ciało jest jeszcze wilgotne, ale nie bardzo mokre, ponieważ wtedy peeling zacząłby się szybko rozpuszczać co sprawiłoby, że zużyjemy go więcej. Stosuję go raz na 2 tygodnie czasami częściej zależy czy mam taką potrzebę. Jeśli chodzi o skład, tutaj mamy same dobrodziejstwa w przeciwieństwie do peelingów Perfekty, na pierwszym miejscu mamy cukier, a nie parafinę. Dalej mamy olej sojowy, masło kakaowe, masło shea, wosk pszczeli, na prawdę jestem pod wrażeniem. Plusem ogromnym jest to, że po peelingu nie muszę używać żadnego balsamu, ciało jest miękkie i nawilżone, komfort ten pozostaje na drugi dzień. Pojemność 200ml, cena około 59zł. Warto!

Na koniec moja wisienka na torcie, czyli Serum endorfinowe z ekstraktem z kakaowca i jeżówki - Idealne rozwiązanie dla leniuchów. Produkt posiada bardzo rzadką konsystencję, dzięki czemu niewiele produktu, jak i wysiłku pozwala na równomierne i szybkie rozprowadzenie go na całym ciele. Zapach tak samo, jak pozostałej serii jest niesamowity, utrzymuje się bardzo długo, pozostawia skórę przyjemnie nawilżoną i miękką, nie pozostawia filmu, po prostu cud miód. Już teraz mogę powiedzieć, że będzie to mój numer 1, jeśli chodzi o pielęgnację o tej porze roku. Mała pojemność 100ml, a starcza na wiele użyć, cena też nie jest jakaś zatrważająca, bo około 36zł. Skład ma bardzo dobry, producent obiecuje - serum wzmacnia i wygładza skórę, sprzyja także redukcji cellulitu i poprawie kondycji drobnych naczyń krwionośnych. Dzięki lekkiej formule szybko się wchłania i błyskawicznie nawilża skórę, dając uczucie ukojenia i komfortu. Ze wszystkim się zgadzam, jedynie nie mogę potwierdzić działania na cellulit, ale to już chyba wszystkie wiemy jak to z tym jest :)

Dajcie znać czy macie też swoje terapie na zimowe dni. Czy miałyście styczność z tymi kosmetykami i jakie jest wasze zdanie. Gdybym musiała wybrać tylko jeden produkt z tej serii na pewno wybrałabym serum, jestem nim oczarowana, a moje endorfiny szaleją :)

Kasia