piątek, 14 czerwca 2013

Świeżynki w mojej kosmetyczce

Od dłuższego czasu poszukiwałam nowego podkładu na wiosenno - letni sezon. Od wielu lat używam Affinitone z Maybelline z którego jestem bardzo zadowolona, ale chciałam zmiany. Kilka podejść już miałam z innymi podkładami, ale zawsze z pokorą wracałam do niego, ponieważ każdy inny był beznadziejny jak dla mnie. Zależało mi przede wszystkim na lekkiej konsystencji, ale też na tym, żeby w miarę dobrze krył drobne niedoskonałości. W drugiej kolejności na delikatnym rozświetleniu twarzy. Po wielu tygodniach poszukiwań cuda na wizażu, wielu dylematów związanych ze zdecydowaniem się, który produkt wybrać, w końcu! wybrałam... dwa :)
Diorskin Nude podkład, który ma nadać skórze pięknego blasku oraz naturalny wygląd. Podkład jest na bazie wody, więc w mojej opinii już jest na plus. Producent mówi, że jest to podkład miękki w dotyku i zapewniający maksymalne nawilżenie, zawiera kwasy tłuszczowe podobne do tych zawartych w naskórku. Dlatego też jego konsystencja ma wtapiać się całkowicie w skórę, tworząc niezwykłe uczucie nagości. Ulala i jeszcze gwiazdka z nieba... ja w takie cuda nie wierze, więc poprosiłam Panią ze stoiska o małą próbkę ( miałam dwie 010 i 022). Próbki starczyły mi na kilka użyć. Po przetestowaniu zdecydowałam się na kolor 022, ponieważ 010 był za jasny. 022 (warm beige) jest to odcień z lekko różowym tonem, którego zupełnie na mojej twarzy nie widać, po prostu idealnie stapia się z moją karnacją. Dostępny jest również 020-light beige, który ma naturalne tony, ale w sklepie wydawał mi się "brudnym" odcieniem beżu oraz 021-golden beige, który ma w sobie żółte tony co już totalnie odpada. Ja mam skórę raczej w tonacji beżowo-oliwkowo-złotawej (jeśli takie określenie komuś coś mówi) z piegami, więc postawiłam na 022 i jest idealnie. Konsystencja na początku lekko mnie zniechęcała, ponieważ jest troszkę tępa, podkład na pewno nie należy do najbardziej lekkich, ale też nie odciąża skóry, nie czuje się go na twarzy w ciągu dnia. Idealnie stapia się ze skórą, twarz jest rozświetlona tak jak mi zależało oraz zdrowo wyglądająca. Aplikuje go pędzlem hakuro h50S bądź gąbeczką (beauty blenderem) z H&M i w obydwu przypadkach wygląda bardzo ładnie, nie zostawia smug, nie widać go bardzo na twarzy, kryje niedoskonałości (nie mam ich zbyt wiele czasami mały nieprzyjaciel mnie zaskoczy). Z pewnością spełnia swoją funkcje. Posada wygodną w użyciu pompkę, więc użytkowanie jest dodatkowo przyjemne. Jeśli chodzi o trwałość, to w moim przypadku bardzo ładnie utrzymuje się na twarzy praktycznie przez cały dzień, jedynie po 5h mniej więcej trzeba go przypudrować w strefie T, ponieważ skóra zaczyna się świecić. Nie wysusza skóry, wręcz przeciwnie wydaje się być odżywiona po zmyciu makijażu, dodatkowo posiada SPF15,  bardzo wydajny. Warty uwagi podkład moim zdaniem.





No i moje skarby. Zacznę od podkładu - Chanel Vitalumiere Aqua, Teint Parfait Effet Soconde Peau. Czyli nic innego jak podkład bardzo lekki, na bazie wody, mający nadać skórze efekt "drugiej skóry", a jednocześnie zakrywający drobne niedoskonałości, lekko matujący. Oczywiście, jak w przypadku Diora testowałam go przez kilka dni. Do testów wybrałam kolor 22 beige-rose, ponieważ w sklepie 10-styka beige wydawała mi się za jasna, ale w rezultacie to na nią właśnie się zdecydowałam.
W mojej opinii podkład jest bardzo dobry. Bardzo lekki, ale właśnie przez to idealny na lato, kiedy nie chcemy za wiele na twarz nakładać, a jedynie wyrównać koloryt cery. Nie zapycha porów, cera jest odżywiona po jego zmyciu, nie wysusza tym samym. Na drobne niedoskonałości konieczny jest korektor, ponieważ w ogóle ich nie zakrywa, radzi sobie jednak z drobnymi zaczerwienieniami. Cera po aplikacji jest bardzo świeża, promienna i przyjemna w dotyku. Nie widać go zupełnie na twarzy, zadziwiająco stapia się z nią zaraz po aplikacji. Nie tworzy przez to efektu maski, nie konieczne jest wyrównywanie koloru na szyi. Jeśli potrzebuje czegoś pomiędzy lekkością a dobrym kryciem to mieszam oba produkty i też bardzo dobrze wygląda to na twarzy. Jedyny minus, to to, że trzeba go bardzo dokładnie wymieszać. Jest bardzo wodnisty, więc czasami jak się spieszę, nie wymieszam go dokładnie, z opakowania wydobywa się jako pierwsza woda. Ma SPF15, więc dodatkowy plus.
Nie jestem w stanie zaprezentować efektów na zdjęciach, ponieważ mój aparat w ogóle tego nie odzwierciedla, więc musicie wierzyć mi na słowo, że jeden, jak i drugi bardzo dobry.

Moim drugim skarbem, bez którego już nie wyobrażam sobie makijażu jest Les Beiges Chanel Natural Glow Powder, czyli po prostu puder prasowany, który ja używam jako bronzer. Mój kolor to 30. Dotąd używałam bronzera w kremie Soleil Tan de Chanel i do tej pory jestem z niego bardzo zadowolona, ale potrzebowałam czegoś innego, prasowanego bronzera, który nadaje satynowe, delikatne wykończenie oraz naturalny efekt lekko opalonej, rozświetlonej skóry i znalazłam! :) Dokładnie tak jak opisałam swoje oczekiwania tak też opisać mogę ten produkt. Efekt Glow jest, natomiast jak dla mnie bardzo subtelny bez żadnych drobinek, po prostu cudny. Producent dodatkowo zapewnia, że produkt wzbogacony jest o komórki roślinne kwiatu bawełny i białej róży dzięki temu produkt chroni skórę przed słońcem, zanieczyszczeniami i stresem oksydacyjnym. Dzięki dobremu przenikaniu składników aktywnych pudru wgłąb skóry ta jest skuteczniej chroniona przed zanieczyszczeniami, odwodnieniem i agresywnym działaniem czynników zewnętrznych. Skierowany jest podobno szczególnie do osób posiadających wrażliwą skórę z ochroną SPF15. Do zestawu dołączony jest półokrągły pędzelek, który szczerze wyznam, że używałam tylko raz, kiedy zabrałam go ze sobą do torebki i poprawiałam makijaż wieczorem, ale nie zachwycił mnie. Aplikuje go pędzlem do konturowania hakuro h14 i jest to duet idealny. Dodatkowo produkt można trzymać w aksamitnej czarnej sakiewce z wytłoczonym logo chanel co jest bardzo urocze i zabezpiecza produkt oraz opakowanie przez zniszczeniem.






Szczerze polecam te cuda (szczególnie Les Beiges), u mnie spisują się wyśmienicie. Wiadomo ceny ich nie są już zbyt cudowne, ale ze względu na jakość produktów, efekt jaki otrzymujemy i wydajność, bo są niesamowicie wydajne (Soleil Tan de Chanel mam już ponad rok i jeszcze daleko do ujrzenia denka), to naprawdę warto.

Ciao :)
Kasia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz